Budzimy sie rano o 7.15 - masakra, czuje sie jakbym wstal o 1.00 w nocy... jeszcze nam doskwiera brak aklimatyzacji. Śniadanie liche w hotelu - biedna ta Kambodża. O 8.00 wyjeżdżamy do Angkor Wat. Zainteresowanych co to odsyłam do neta. Jedziemy 15 minut. Z uwagi na nasz dwudniwy charakter odwiedzin Kambodży ograniczamy sie do 5-7 swiątyń (jest ich około 400). Wszystko jest przepiekne (fotki). Upal doskwiera straszliwie, pocimy i nie may siły chodzić - choć i tak miedzy obiektami poruszamy sie samochodem. Ok 14.00 jedziemy na obiad do Siem rap i po posilku udajemy się w powrotna droge do bangkoku. Na granicy sytuacja bliźnicza do tej z dnia wczorajszego, manageri auto czekajace po stronie Tajskiej razem z kierowca Mr Ti. Tu na szczególna pochwałę zasługuja nasi organizatorzy wyprawy do kambodży Su i jej maz Jacek - wszystko poukładali perfekcyjnie.
W bangkoku w wieczorem zastaje nas straszliwy korek - strajki (może wiecie o co chodzi?) i do hotelu dostajemy sie z 2 h opóźnieniem.
Skape do rodzin i spac... Juytro Bangkok z Su i Jackiem - wracaja z północy z grupa z Polaski.
Pa.