Rano sniadanie i w drogę. Tym razem kierowalismy się na północ. Drogi w Kambodzy pozostawiaja wiele do zyczenia. Odcinek od Poi pot do Siem Rap.. prawie idealny.. tzn. Jest asfalt i jedzie sie dosc komfortowo. Jednakze odcinek ze Siem Rap na polnoc... :) to juz inna bajka. Drogi podobne sa do tych w Wenezueli i przypominaja raczej polne drogi w Polsce. Generalnie po dwoch godzinach dofarlismy do sankturaium. Swiete miejsce Khmerow. Nie bede opisywal co jqk wyglada. Pozmniejszamy fotki z aparatu i postaramy sie wkleic. Generalnie caly poniedzialek spedzilismy w parku narodowym obcujac z dzika przyroda Kambodzy. Wodospady, dzungla... Stanowczo wole taka forme spedzana czasu jak rowniez dzika przyrode od nizin i pol ryzowych.
Pogoda na polncy choc nie daleko od siem rap diametralnie inna... chlodniej, wilgotno i opady deszczu. Kolejny raz jedlismy gdzie popadnie... tym razem na mega ostro i jedlismy ich mini kurczaka jakby z roznq. Jak na razie bez spektakularnych sensacji.
Wieczorem wrocilismy do hotelu. Lekko sie ogarnelismy.. tel. Do domu... i wyszlismy z Phirumem na pozegnalna kolacje. Chcielismy zrobic mu przyjemnosc wiec wzielismy go nq pizze. Dziwne? Nie ale kuchnia europejska tutaj to rarytas. Pizza to koszt 12 dolarow co przy cenie za lokalne cuda po 2,5 to bardzo duzo. Poza tym aby sie najesc trzeba zamowic 4 ... dlatego ze nest taka cieniutka.
Generalnie podsumowujac Kambodze. Fajny kraj.. jeszcze do konca nie zapsuty i tani.
Za kilka godzin wylatujemy z Siem do Paxe w Laosie i pozniej do Luang Prabang. Dzieki radom phiruma zabookowalem hotel wczesniej... na miejscu wg niwgo bylaby lila... aaaaaa i podnno jest tqm o 30 procent taniej. Pozdrowionka. PA.