4 listopada 2009. Dzień bez historii….. Pogoda od rana totalna masakra, pochmurno, deszcz, ale oczywiście 30 stopni C. Wszyscy jesteśmy jacyś zmęczeni. środowisko panujące wokół nie bardzo sprzyja czemukolwiek - bardzo duża wilgotność. Po niemrawym poranku postanowiliśmy wybrać się do centrum (nasz hotel Ao Nang Buri Resort znajduje się około 2 km od ścisłego centrum miasteczka) Tuk-Tukami. Obiad, piwko… Podczas przyglądania się codziennym czynnościom ludzi mieszkających nad morzem Andamańskim postanowiliśmy zwiedzić okoliczne wyspy …,ale jest problem – przecież pogoda jest niepewna….? Co robić. Po kilkuminutowej dyskusji postanowiliśmy zaryzykować i wykupiliśmy całodniową wycieczkę po Archipelagu wysp Phi Phi.
W międzyczasie odwiedziliśmy 7eleven i zakupiliśmy lokalny wyrób alkoholowy Sang Sum (niezłe, naprawdę niezłe i tylko 209 Bath za butelkę). Wzmocnieni M-150 (lokalny red bull (10 bathj)– wg informacji naszych przewodników oryginalna receptura kupiona przez znanego Austriaka, który dodał bąbelków i zrobił Rad Bulla) udaliśmy się w kierunku hoteli do późnego wieczora siedzieliśmy na tarasie na przemian podziwiając ulewne deszcze i malownicze krajobrazy).
Kolacja…. A po kolacji… a tu była masakra…. Ojciec z Marcinem wdali się w tak żywiołową dysputę, że po 1h próbując zasnąć wykurzony zatrzasnąłem drzwi i nakryłem głowę poduszka( tak było słuchać - polityka i historia). Kto miał racje … hmmmm z tego co słyszałem to z żadnym bym się nie zgodził, choć poglądy ojca są mi bliższe….
Zmęczony odleciałem i …. Hrrrrrrr wrrrrrr
Leszek zlądował w łóżku … nie wiem która była, ale żywiołowo wsłuchiwał się w wygłaszane tezy i widać podobało mu się.. Oznaki podniecenia były widoczne w jego wygłodniałych oczaaaach. Ni tez zrobił HHHHHrrrrrrrrrrrrr werrrrrrrrrrrrr.
Pa.